Kiedy ubiegałam się o wizę i pan konsul zadał standardowe pytanie: jaki jest cel mojej wizyty w USA odpowiedziałam: jadę po inspirację...
Najbardziej inspirujące są dla mnie mamy (nazywam je "6+ moms" - mają sześcioro i więcej dzieci), które zajmują się edukacją domową.
Spotykam się z nimi na placu zabaw we wtorki - dzieci sią bawią, a my próbujemy rozmawiać. Spotykamy się też w piątki na lekcjach przyrody.
Ale najbardziej inspirujące są wtorki wieczorem, kiedy spotykamy się w kawiarni, bez dzieci.
6+ moms ustaliły, że raz w miesiącu spotykają się, żeby pogadać o książce, którą przeczytały, w pozostałe wtorki rozmawiają o edukacji...czyli tym, co mnie interesuje najbardziej...
Dzisiejsze spotkanie było o uczeniu historii i geografii. Wszystkie książki, które mamy przyniosły na spotkanie pisane były z perspektywy osoby, a nie epoki. Np. świat za życia Abrahama Lincolna - co się działo jak był małym chłopcem, czym żył świat, kiedy był nastolatkiem etc. Okazuje się, że jest cała seria podręczników pisanych z perspektywy różnych osób.
Wszystko zaznaczają na mapach i osiach czasu, rysują etc.
Podobnie z geografią. Czytają książki podróżnicze, w których autor najpierw opisuje krainę, do której przybył - jej historię i położenie, a potem opisuje swoje przygody w tym miejscu. I znowu mapy i znowu rysunki...
Bardzo dużo czytają...
Bardzo, bardzo ciekawe...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz