Mój drugi rower dostałem znacznie później. Któregoś dnia mama nabyła okazyjnie czerwoną damkę na Ruskim Rynku (złośliwi koledzy nazywali ją "ukraina"). Przejąłem ją i stała się moim nieodłącznym towarzyszem. Poszerzyła mój zasięg młodzieńczych eskapad do kilku kilometrów od domu, dała poczucie wolności, niezależności. Czułem wiatr na twarzy, słuchałem płyty "Rydwany Ognia" Vangelisa na walkmanie, byłem wolny i szczęśliwy.
Trzeci rower kupiłem sobie sam na początku liceum, częściowo za pieniądze zarobione przy pracy na wyciągu w Kamiennej. To był góral z grubą ramą i przerzutkami 3x6 Shimano Altus (bardzo ważne było aby nie mieć podstawowego osprzętu Shimano Sis). Zasięg wypraw zwiększył się o pobliskie góry (Rytro, Piwniczna, Krościenko, Znamierowice).
Dziś codziennie jeżdżę do pracy rowerem (choć teraz miejskim).
Patrzę na Krzysia i Szymka, widzę szczęście w ich oczach i myślę gdzie ich zawiozą ich rowery.
(tata)